niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 6

Wyszłam z budynku. Musiałam chyba trochę spać, gdyż sadząc po słońcu było już dawno po południu. Przeszłam się trochę po ulicach mojego małego miasteczka. Zwiedziłam miejsca, w których dawno nie byłam. Poszłam nawet do szkoły. Wszystkie budynki wydawały się opuszczone. Zupełnie jak mój dom. Wszystko. Nawet ulice były zakurzone i wydawały się jakby nikt z nich od lat nie korzystał. W szkole to samo. Wszystko przykryte białymi prześcieradłami i stertą kurzu. Ale przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było normalne. Nie możliwe, żeby w ciągu zaledwie kilku dni to wszystko się aż tak zmieniło. A może z tym wszystkim miał związek mój sen, tamten dom i tajemnicza dziewczyna? Byłam na siebie zła, że w ogóle weszłam do domku w lesie. Jednak co się stało to się nie odstanie. Postanowiłam jeszcze raz pójść do tego domu. Nie było łatwo odnaleźć drogę. Każdy zakątek lasu wyglądał tak samo. Błąkałam się chyba kilka godzin zanim natrafiłam na właściwą ścieżkę. W końcu doszłam. Domek tym razem wydawał się bardziej rozświetlony niż ponury. A może ktoś tam mieszkał? Weszłam. Domek nie był ani w kurzu, ani w pajęczynach. Wszystko było tam tak jakby cały czas ktoś się o niego troszczył. Wtedy to się już całkiem pogubiłam. Dlaczego kiedy ten domek był ponury cale miasto było normalne, a teraz kiedy ten domek wyglądał normalnie całe miasto wyglądało na opuszczone? To działo się na prawdę czy tylko w "moim świecie"? Nie byłam w stanie niczego pojąć. Miałam ochotę zniknąć i nie istnieć. Niestety nie miałam takiej możliwości. Weszłam do środka. Wyciągnęłam rękę, by otworzyć drzwi. Nie było to jednak konieczne, gdyż drzwi jak na machniecie różdżką, same się otworzyły. Trochę się przestraszyłam, ale nic nie mogło mnie zatrzymać jeżeli chodziło o wydostanie się z tamtego świata. Nic nie było na tyle silne by mnie powstrzymać. Choćby nie wiem co się stało, nigdy bym się nie poddała. Cały czas żyłam w tamtym świecie nadzieją, że się stamtąd wydostanę. Miałam nadzieję, że w końcu trafię przed oblicze Boga i poznam swój wyrok. Weszłam. Dom w środku faktycznie wyglądał jakby cały czas był zamieszkany. Weszłam do salonu. Było tam jakby więcej mebli. Znowu zobaczyłam te drzwi. Tym razem ich kontur był wyraźny. Całe drzwi w blasku słońca błyszczały na złoto. Ozdobione były, jakby jakimiś scenkami z czyjegoś życia. Nie zwracałam na to jednak zbytniej uwagi. Ważniejsze było dowiedzieć się co jest za nimi. Powoli wyciągnęłam rękę przed siebie. Złapałam gałkę i przekręciłam. Drzwi ani drgnęły. Znowu przekręciłam. Nadal nic. Poszarpałam się chwile z nimi. W końcu drzwi odpuściły. Nareszcie otworzyłam. Jakie było moje rozczarowanie, gdy zobaczyłam to co było za drzwiami. Właściwie to to czego za nimi nie było. Spodziewałam się rozświetlonego pokoju, komnaty tortur czy coś w tym stylu. Za drzwiami była jedynie ściana z cegieł. Popukałam chwile w nią, mając nadzieję, że ściana się odsunie i wejdę do jakiejś ukrytej komnaty. Niestety nic. Zmęczona i zrozpaczona usiadłam na kanapie. Niegdyś czarnej, zakurzonej i ponurej, teraz była złota. Zrobiło mi się wszystko jedno. Mogłam nawet zostać na tym świecie. Wtedy zobaczyłam półkę, której wcześniej nie dostrzegłam. Było na niej pełno książek. Powoli podchodziłam coraz to bliżej. Podłoga skrzypiała pod moimi stopami. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej tajemniczego regału. Doszłam. Półka wyglądała zwyczajnie. Jak każda inna. Jednak książki... Książki były całe ze złota. Wyjęłam jedną z nich. Na okładce była "dziewczynka-duch" przy swojej rodzinie, która jej nie widzi. Otworzyłam ją. Strony ze złota były puste. Nic na nich nie było. Zamknęłam oczy walnęłam głową o półkę. Zobaczyłam jakąś dziewczynę spadającą z klifu. Spadała w nicość. Usłyszałam za sobą głos. To była Czarnowłosa.
 -To twoja księga. Sama musisz wypełnić strony. - Powiedziała.
  -Jaka księga? Czym ma wypełnić strony?
 -Gdy twój czas się tutaj skończy, twoja historia zostanie tu opisana.
 -Co to w ogóle za miejsce? Dlaczego całe miasto jest opustoszałe?
 -To nie miasto jest opuszczone. To twój czas tutaj się kończy.
 -Czyli i...idę do nieba?
 -Nie. Zamieniasz się w nicość.
Zniknęła. Miałam twarz jakbym zobaczyła ducha. Właśnie zaczynałam się przyzwyczajać do mojego losu i już miałam zniknąć? Usłyszałam za sobą kroki. Ktoś się zbliżał. Z każdą sekundą kroki stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Klamka się przekręciła. Drzwi zaczęły się powoli otwierać. Do środka niepewnym krokiem wszedł... Paul! Chłopak w którym kochałam się od piątej klasy. Jego anielskie błękitne oczy świeciły się jak niebo. Długie brązowe lśniące włosy powiewały delikatnie. Zbladł jakby zobaczył ducha.
-Sally?!