niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 5

 Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze, koło mnie była tylko ciemność. Nie wiedziałam co się stało. Przed chwilą jeszcze byłam w jakimś pokoju. Teraz koło mnie był jedynie mrok i pustka. Nie pamiętałam co się stało. Spojrzałam w górę. Nigdzie nie było skrawka światła. Nawet małej plamki. Nagle usłyszałam za sobą jakiś głosik. Odwróciłam się. Zobaczyłam jakąś małą dziewczynkę płaczącą w rogu pokoju. Chciałam do niej podejść. Wtedy zobaczyłam jakąś kobietę, która chyba pomyślała o tym samym i podeszła, żeby wytrzeć jej łzy. Zatrzymałam się. Obie zachowywały się jakby mnie nie widziały. Nagle kobieta odwróciła się. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to była... moja mama! Ale skąd ona się tu wzięła. Czyżby ona umarła? Nie przecież to nie mogła być prawda... Dopiero po chwili zaczęłam sobie przypominać. Przecież to byłam ja w wieku 5 lat. Pokłóciłam się wtedy z koleżanką, która mnie walnęła, pobiegłam na strych, a mama do mnie przybiegła, żeby mnie pocieszyć. Dobrze pamiętałam tamtą chwilę. Mama była dla mnie dobra jak nikt inny. Brakowało mi jej tu. Wtedy zobaczyłam z tyłu jakieś światełko. Podeszłam trochę bliżej. Okazało się, że było to nic innego jak projektor to filmów. Ale skąd on się tam wziął? Jeszcze przed chwilą go tam przecież nie było. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam zdezorientowana. Miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Chciałam się tylko jak najszybciej wydostać ze strefy przejściowej i przejść na drugą stronę. Ale dlaczego ja się tu w ogóle znalazłam? Przecież nie pamiętałam, żebym gdziekolwiek szła.A tak w ogóle to dlaczego od razu nie mogłam przejść na drugą stronę? Po co w ogóle była ta strefa przejściowa. Szeregi coraz to nowszych pytań nasuwały mi się na myśl. Nie wiedziałam nawet jak się wydostać z tego ciemnego pokoju, czy co to było.  Zamknęłam oczy. Po chwili otworzyłam. Nie znajdowałam się już w tym mrocznym pokoju, ale z powrotem w salonie na górze. Nie wiedziałam jak to się stało. Może to był tylko sen, ale i tak  postanowiłam szybko uciekać z tego przeklętego domu. Wybiegłam jak torpeda. Nie patrzyłam nawet za siebie. Bałam się, że wszystko może zacząć wirować albo coś w tym stylu. Teraz miałam wyrzuty sumienia, że za życia oglądałam tyle horrorów. Może gdyby nie one to bym się tak nie bała. Uciekałam jakby mnie coś goniło. Mogę się założyć, że prześcignęłabym stado kłusujących koni. Biegłam przed siebie. Nawet nie wiedziałam gdzie. Byłam taka przestraszona, że wszystko było mi obojętne. Zresztą i tak już nie żyłam. Nagle siły mnie opuściły. Schyliłam się przy drzewie i zaczęłam głęboko oddychać. Wtedy zobaczyłam jakąś dziewczynę siedzącą przy strumyku. Miała na sobie jasnoniebieską sukienkę do kolan, a długie blond włosy powiewały jej delikatnie na wietrze. Podeszłam do niej po cichu. Odwróciła głowę w moją stronę. Wrzasnęłam. Miała twarz upiora. Właściwie to w ogóle jej nie miała. Pomimo, że brakowało mi sił, uciekłam. Bałam się. Odkąd umarłam, cały czas przytrafiały mi się straszne rzeczy. Nie wiedziałam dlaczego to akurat ja musiałam przeżywać ten horror. Znowu trzeba było odnaleźć czarnowłosą. I znowu usłyszałam za sobą głos. To był ten sam cieniutki głosik, który słyszałam w tamtym strasznym domu. To był nikt inny, jak moja tajemnicza dziewczyna. Stała, koło tamtej blondynki. Rozmawiały o czymś. Nie wiedziałam o czym i co je łączy. Tak samo jak czarnowłosą ze mną. A może to byłą jakaś wysłanniczka Boga, która ma za zadanie pomóc wszystkim nowym duszom? Choć ten pomysł wydał mi się najlepszym rozwiązaniem, natychmiast go odrzuciałam. Przecież skąd mogłam wiedzieć co jest po drugiej stronie? Gdy się ocknęłam, ich już nie było. I znowu zostałam sama. Chciałam chociaż na chwilę o tym zapomnieć i poszłam do domu. Już dawno tam nie byłam. Meble były poprzestawiane i przykryte jakąś folią. Rodzice musieli gdzieś wyjechać. Byłam ciekawa kiedy, gdzie i czy wrócą. Dom wyglądał jakby nikt w nim od dawna nie mieszkał. Próbowałam otwierać szuflady, ale wszystkie wydawały mi się zamknięte. Tak samo jak drzwi. Nagle zrobiłam się śpiąca. Położyłam się na zafoliowanej kanapie i usnęłam. W nocy śnił mi się ten nawiedzony dom, blondynka bez twarzy i... czarnowłosa. Tajemnicza zachowywała się jakby sama weszła do mojego snu i chciała mi coś przekazać. Gestami rąk pokazywała drzwi, schody i górę. Obudziłam się. Wokół mnie znowu była ciemność.

poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział 4

Otworzyłam oczy.Leżałam w moim gniazdku w polu. Było już po żniwach, ale to pole i tą część lasu zawsze poznam!."A więc to wszystko był sen"-pomyślałam. Zaczęłam skakać z radości, krzyczeć, szaleć. Byłam strasznie uradowana. Szybko pobiegłam do miasta. Było jeszcze wcześnie więc ruch był niewielki toteż ludzie się na mnie nie patrzyli. Trudno się było dziwić, gdyż znowu byłam żywą, nigdy nie zamordowaną 14-lenią dziewczynką. Nie wytrzymałam i pobiegłam do domu przywitać się z rodzicami. Wleciałam do domu jak torpeda. Mama zmywała naczynia. Tata był jeszcze w pracy. Już w wejściu krzyknęłam, że wróciłam. Żadnej reakcji. Krzyknęłam jeszcze raz. Nadal nic. Może nadal była na mnie zła. Podeszłam do niej. Przeprosiłam ją. Nic. Próbowałam jej dotknąć. Znowu te łaskotki. Mama podniosła wzrok jakby coś poczuła. Cofnęłam się. Byłam zrozpaczona. Już miałam taką nadzieję. Chciałam, żeby tamto wszystko okazało się tylko koszmarem! Niestety, nie udało się. Ja nigdy nie należałam do grupy szczęściarzy. Zawsze byłam w tej od pechowców. Chyba nie trudno to zauważyć. Nagle zdałam sobie sprawę z czegoś bardzo istotnego. Co ja właściwie robiłam w moim gniazdku w polu? Ostatnie co pamiętam to przecież, byłam w mieście z czarnowłosą. Ona nagle zniknęła, a ja niedługo potem się obudziłam. A może to był sen? Ale nie. Coś mi się tu nie zgadzało. Przecież ja nie spałam tamtej nocy. A może tamtego dnia... Ja spałam zaledwie raz na tydzień. Pewnie pomyślicie, że to super, ale tak naprawdę to okropne. W nocy i tak się boję, a co dopiero jeżeli nie mogę usnąć i muszę wytrzymać całą noc! A może to pole miało coś w spólnego z moimi pytaniami? Może tam można było uzyskać odpowiedź? To było trochę bez sensu, ale warto było pójść to sprawdzić. Wtedy znowu ją zobaczyłam. Stała pośrodku pola. Jej niebieska sukienka powiewała na wietrze. Długie czarno włosy w rytmie wiatru zakrywały jej twarz. Za życia musiała być piękna. Podbiegłam do niej. -Dlaczego cały czas cię widzę? Co ty masz ze mną wspólnego? - zapytałam. -Na wszystkie odpowiedzi nadejdzie pora, ale jeszcze nie teraz Sally, jeszcze nie. Nie miałam pojęcia co to może oznaczać. A ta dziewczyna znowu zniknęła. Zaczynała mnie już denerwować. Gdy tylko ją zobaczyłam od razu znikała. Skoro nie chciała, żebym ją widziała, to po co mi się pojawiała? Wsadziłam ręce w kieszeń. Zawsze tak robiłam, gdy się denerwowałam.Dzięki temu umiałam zachować spokój. Wtedy poczułam coś małego i prostokątnego. To coś okazało się być małym podręcznym notesikiem, który nosiłam przy sobie. Teraz mogłam zapisać na nim wszystkie pytania. Musiałam to zrobić, żeby nie było żadnych niedomówień. Zawsze jest tak, że najpierw się wszystko pamięta, a gdy przyjdzie co do czego to ze stresu się zapomina. Może kiedyś uda mi się wydobyć informacje od czarnowłosej i wszystkiego się dowiem. Może wtedy będę mogła przejść na drugą stronę. Oczywiście do specjalnego zestawu pytań musiałam znaleźć specjalne miejsce do ich napisania. Ja już tak miałam. Dla specjalnych rzeczy musiało być specjalne miejsce. Zresztą i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Poszłam więc do miasta. Przeszłam wszystkie ulice i nie znalazłam odpowiedniego miejsca. Postanowiłam pójść do lasu. Może przynajmniej na chwilę zapomnę, że nie żyję. Za każdym razem gdy przebywałam z ludźmi miałam świadomość, że jestem martwa. Jednak gdy się znajdowałam sama to na chwilę o tym zapominałam. Dlatego po mojej śmierci lubiłam być sama. Dzięki temu mogłam zapomnieć o moim nieszczęściu. Skierowałam się więc w stronę lasu. Droga nie była daleka, gdyż jako już nieżyjąca całkiem szybko się poruszałam. Równo po środku lasu zobaczyłam stary opuszczony domek. Jakby chatka leśniczego. Bardzo chciałam tam wejść, choć wiem, że nie powinnam. No niestety. Ciekawość była silniejsza ode mnie. Weszłam. Było strasznie ciemno. Wszędzie walały się stare przedmioty. Deski skrzypiały. Wszystko było owinięte pajęczynami. Zobaczyłam jakieś drzwi. Weszłam przez nie do drugiego pokoju. To chyba był salon. Na środku pokoju stała kanapa. Usiadłam na niej. Wyciągnęłam swój notesik. Już miałam zacząć pisać, gdy usłyszałam jakieś skrzypienie. Jakby ktoś chodził po starych deskach. Wtedy zobaczyłam kolejne drzwi. Były takie pozdzierane i tak wtapiały się w ścianę, że trudno je było dostrzec. Po raz kolejny usłyszałam skrzypienie. Dochodziło ono z drzwi które dopiero teraz zauważyłam. Otworzyłam je. I tak przecież chyba bardziej martwa być nie mogłam. Zajrzałam do środka. Ujrzałam jedynie długie schody ze spróchniałych desek prowadzące do dołu, w ciemność. Nagle usłyszałam za sobą głos.

środa, 16 maja 2012

Rozdział 3

To było coś strasznego. To mnie zjadało łaziło po mnie. A ja nie mogłam nic zrobić. Próbowałam to z siebie zrzucić. Płakałam krzyczałam, ale wiedziałam, że nic nie mogę zrobić. Za każdym razem gdy dotykałam życia czułam łaskotki. Znowu zobaczyłam tą dziewczynę. Miałam nadzieję, że odpowie mi na wszystkie nurtujące mnie pytania, ale niestety. Nie wiedziałam nawet kto mnie zabił i dlaczego. Tzn. wiedziałam, że to ta grupka luzerów z naszej szkoły, ale który z nich konkretnie? Który zadał ten ostatni śmiertelny cios i dlaczego to zrobił? A może dostałam kilka takich ciosów naraz? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. A może oni bali się, że na nich podkabluje? Może bali się, że nauczyciele się dowiedzą i znowu wylecą z kolejnej budy. Ale żeby od razu zrobić coś takiego?! Nie byłam plotkarą. Umiałam trzymać język za zębami. Nie musieli mnie od razu zabijać. Mogli postraszyć, jeżeli im tak bardzo zależało na tym. Nie byłam w stanie tego pojąć. Nie mogłam się już patrzeć na swoje zwłoki zjadane przez to paskudztwo. Dlaczego cały czas widziałam tą tajemniczą dziewczynę? Kim ona była i co ja miałam z nią wspólnego? Musiałam to odkryć za wszelką cenę. Nie chciałam takiego życia. A właściwie życia po śmierci. To było coś okropnego. Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie? I skoro tak wygląda śmierć to dlaczego nie widzę, żadnych innych duchów? Myślałam, że może jeżeli uda mi się odnaleźć tą tajemniczą dziewczynę, którą cały czas widziałam, to może uzyskam odpowiedź na te wszystkie pytania. Był tylko jeden problem. Gdzie mam jej szukać? Pojawiała się znikąd i znikała jak mgła. A może ja też miałam takie właściwości? Może też tak mogłam? Tylko jak? Próbowałam skupić umysł, medytować, ale to nic nie dawało. Wtedy sobie przypomniałam, że nie widziałam, żeby tamta dziewczyna przy tym medytowała. Wróciłam do domu. Taty nie było, mama oglądała moje zdjęcia i płakała. Nie wiedziała co się mogło ze mną stać. Codziennie chodziłam do lasu i wracałam do domu. Po tajemniczej czarnowłosej nie było śladu. Minęło kilka dni. Nie wytrzymałam i sama podjęłam się śledztwa. Najpierw musiałam ustalić, gdzie mieszkają luzerzy. Potem trzeba było tylko ich wyśledzić i dowiedzieć się kto zadał śmiertelny cios. Wiedziałam, że nawet jeżeli odkryję mordercę to nie pomogę tym żyjącym, ale przynajmniej uzyskam odpowiedź na jedno z moich pytań. Następnego ranka poszłam do szkoły. Śledziłam moich zabójców przez wszystkie lekcje. Nawet na chwilę nie spuściłam ich z oka. Szczęście, że byli w tej samej klasie, co ułatwiało mi dochodzenie. Miałam tyle szczęścia, że mogłam sobie spokojnie koło nich stać a oni i tak mnie nie widzieli. Gorzej, że nie mogłam ich podsłuchać. Byłam ciekawa dlaczego tak się dzieje, ale postanowiłam to pytanie zostawić na później, teraz próbowałam uzyskać odpowiedź na to pierwsze. Po lekcjach wszyscy poszli w jedną stronę. Pomyślałam, że to będzie proste. Gdy doszli do skrzyżowania, każdy poszedł w inną stronę. Ja to miałam pecha. Postanowiłam najpierw śledzić Meg. Dowiedziałam się gdzie mieszka i niestety nic poza tym. Każdego dnia śledziłam kogoś innego. Skończyło się tym, że poznałam jedynie ich miejsca zamieszkania. To był już jednak jakiś postęp. Teraz mogłam pójść do nich w każdej chwili. Wszyscy zachowywali się spokojnie jak gdyby nigdy nic. Mogę się założyć, że gdyby poszli na jakiś casting do filmu to dostali by główne role. Mijały kolejne dni a ja nie dowiedziałam się niczego sensownego. Tajemnicza czarnowłosa nie dawała znaku życia. Albo raczej znaku śmierci. Musiałam ją odnaleźć. Nie wiedziałam co mam robić. Moje śledztwo stanęło w miejscu. Poszłam więc na miejsce swojej śmierci. Zobaczyłam ją. Długie czarne włosy i młoda blada twarz. To była ona. Szybko do niej podbiegłam. Nie mogłam dopuścić, żeby znowu mi uciekła. Zanim zdążyłam ją o cokolwiek zapytać, kazała mi iść za sobą. Szłyśmy drogą koło lasu. Nie mam pojęcia ile nam to zajęło, gdyż czas naprawdę lubił robić mnie w konia. Nie wiem skąd, ale skądś wiedziałam, że idziemy do miasta. Miałam rację. Kiedy doszłyśmy na miejsce, nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Dzieci, i dorośli, szli, albo lecieli (trudno było stwierdzić) nad żywymi ludźmi. Naprawdę nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po chwili doszło do mnie, że nie widzę, żadnego staruszka. Same dzieci, młodzież i dorośli.
-Nie zobaczysz ich. - powiedziała dziewczyna. Skąd ona wiedziała co ja myślę? Czytała w myślach czy co?
-Co? Kogo? -zapytałam
-Staruszków. Ich nie ma bo umarli śmiercią naturalną. Tu są ludzie, którzy padli ofiarą mordu i mają jakieś nie dokończone sprawy na Ziemi. Ludzie których tajemnica śmierci nie została rozwiązana. Są skazani na wieczne męczarnie. Nigdy nie zaznają, życia w niebie dopóki nie dokończął swoich spraw, albo ktoś nie rozwiąże tajemnicy ich zniknięcia. Nigdy! - Chciałam coś powiedzieć, ale dziewczyna w gniewie zamieniła się w mgiełkę i zniknęła. Znowu zostałam sama. Próbowałam pojąć co miała na myśli. Zupełnie jakby doświadczyła tego. Jakby ktoś nie martwił się, że kiedyś zaginęła i nie próbował jej pomóc. Bałam się. Bałam się, że zostanę taka na zawsze, że nigdy nie udam się na wieczny spoczynek ja to mówili moi rodzice. Jeszcze nigdy niczego bardziej się nie bałam.

Rozdział 2

Wróciłam do domu. Wszyscy zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Myślałam, że ich w ogóle nie obchodzi, że nie żyję. Tyle czasu minęło a o nic nie robią. Nawet się nie martwią. Spojrzałam na zegarek. "Co? Minęło dopiero 40 minut jak wyszłam, a właściwie wybiegłam z domu?!" Wydawało mi się, że minęły całe wieki. Cały czas odczuwałam pustkę. Nie czułam głodu, bólu ani nic. To był jakiś koszmar. Zaledwie przez 20 minut byłam... Tym czym byłam i już miałam dość. Właściwie to czym ja byłam? Patrzyłam na to wszystko jakby z góry ale zarazem jakby z ziemi. Duchem? Nie nie zostawiałam nigdzie ektoplazmy. Może zjawą? Nie to też odpadało bo co to za zjawa, której nie widać. Pozostawała jedna opcja. Anioł. Ale przecież nie mam skrzydeł. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Spojrzałam na zegarek. To co zobaczyłam było niemożliwe. Wieczność łażenia po lesie zajęło mi 30 minut a 5 minut myślenia kim się stałam zajęło mi 3 godziny! To było niewiarygodne. Zaczynało zmierzchać. Usłyszałam za sobą jakiś delikatny głosik. To była ta sama dziewczynka, którą spotkałam w lesie. -To tak działa. -Co? O czym ty mó... -To jest jak wygnanie. Jak chodzisz wydaje ci się, ze przeszłaś cały świat, że zajęło ci to całą wieczność, jednak nie czujesz zmęczenia. Gdy jednak zaczynasz rozmyślać a za chwilę patrzysz na zegarek okazuje się, że byłaś "nieobecna" przez kilka godzin. -Dlaczego tak się dzieje? I kim ja tak właściwie jestem? -Taka nasza natura. Jesteśmy w stanie przejściowym. Nie żyjemy. -W takim razie moja babcia też tu jest? -Nie. Twoja babcia jest po drugiej stronie. My utknęłyśmy między światami. Będziemy tutaj dopóki prawda nie wyjdzie na jaw. - Jaka prawda? - Chciałam powiedzieć coś jeszcze ale dziewczyny już nie było. Zniknęła. Rozpłynęła się jak mgła. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wyjrzałam za okno. Było już całkiem ciemno. Wygląda na to, że znowu byłam przez jakiś czas "nieobecna". Teraz wyraz twarzy mojej mamy ze spokojnego zmienił się na zdenerwowany. Zaczęła się o mnie martwić. Nie wiem skąd, ale to wiedziałam. Jakbym weszła do jej głowy. Tata właśnie wrócił z pracy. Mama wyraźnie zaniepokojona zaczęła o czymś z nim rozmawiać. Niestety znowu jak przeklęta nie mogłam zrozumieć o czym. Wyrazy plątały się przechodziły w jakieś niezrozumiałe słowa i przelatywały przeze mnie. Nienawidziłam tego uczucia, a wiedziałam, że będę się z nim musiała męczyć chyba już do końca. O ile jest jakiś koniec po końcu. Widziałam jak tata wyszedł na dwór. Jakby czegoś szukał. A właściwie kogoś nawoływał. Miałam wrażenie, że zaczęli się o mnie niepokoić. Po chwili z powrotem wszedł do domu. Powiedział coś do mamy i usiadł z gazetą w fotelu. Mama się jednak ani trochę nie uspokoiła. Minęły 2 godziny. Było już po 23. Mama wzięła telefon i do kogoś zadzwoniła. Chciałam zobaczyć do kogo, ale numerki na telefonie jakby odkleiły się od klawiatury i zaczęły kręcić. To uczucie było okropne. Po jakichś 20 minutach ktoś zadzwonił do drzwi. Przynajmniej tak mi się wydawało gdyż w tym stanie traciłam poczucie czasu. Dźwięk był niewyraźny i bardzo rozmyty, jednak do rozpoznania. Do domu wszedł jakiś mężczyzna w stroju policjanta. Tak to był policjant. Chwilę rozmawiał z moimi rodzicami. Mama była bardzo zdenerwowana. Miałam nadzieję, że znaleźli moje ciało. Chwilę siedzieli i rozmawiali. Po jakimś czasie gliniarz uścisnął rękę mojej mamie i mojemu tacie i wyszedł. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Miałam już taką nadzieję na to, że znaleźli moje ciało. Wyszłam z domu. Albo może mój wzrok wyszedł z domu. Trudno było określić. W każdym razie udałam się do miejsca w którym wszystko się zaczęło. Tą samą drogą co wcześniej moje ciało i dusza skierowałam się do dołu z moim zasypanym ciałem. Widok który tam ujrzałam nie był przyjemny. Zobaczyłam wszelkiego rodzaju robactwo. Ono masakrowało moje szczątki.

Rozdział 1

Było lato, chwilę po południu. Pokłóciłam się z rodzicami. Zła wybiegłam tam gdzie szłam zawsze kiedy było mi źle. Na pole. Biegłam. Zboże było wyższe ode mnie co sprawiało, ze czułam się magicznie. Usiadłam na samym końcu zaraz przy lesie. Miałam tam takie swoje małe gniazdko. Nic nie słyszałam, byłam zbyt zajęta płakaniem. W szkole same problemy, same kłótnie z rodzicami. Nie miałam się nawet do kogo zwrócić, z kim porozmawiać. Co prawda miałam starszą siostrę, ale nie dogadywałyśmy się zbyt dobrze. Właśnie wtedy to się stało. Usłyszałam z lasu jakiś śmiech. Wytarłam łzy, rękawem wytarłam nos i weszłam do lasu. Cicho zaczęłam się skradać idąc za tym głosem. Zobaczyłam grupkę jakiś dzieciaków. "Przecież to Nathalie, Meg, Andy, i bracia David i Dave" - pomyślałam. Grupka największych luzerów w szkole. Uważali się za najlepszych i najfajniejszych. Sądzili, że ich zdanie jest święte i każdy ma się z nimi liczyć. Mieli już kilka rozpraw w sądzie, ale zawsze kończyło się to niczym. Stali między drzewami z papierosami w ręku. Stanęłam na gałąź. Zobaczyli mnie. Zaczęłam uciekać. Niestety byli szybsi. Złapali mnie. Zaczęli wyzywać, bić. Leżałam na ziemi nie mogłam się ruszyć. Oni cały czas mnie kopali. Zamknęłam oczy. Zobaczyłam jakąś dziewczynę. Wyciągnęła do mnie dłoń. Nie wiedziałam jak to się mogło stać oni wyglądali jakby jej nie widzieli. Wypowiedziałam swoje ostatnie słowo złapałam ją za rękę i zobaczyłam ten oślepiający błysk. Przez chwilę znajdowałam się jakby poza czasem. Nie było nic. Tylko ja i sama pustka. Potem zobaczyłam ich. Stałam koło Meg mówiłam coś do niej, ale ona jakby mnie nie słyszała. Próbowałam ją dotknąć. Czułam jednak jedynie łaskotki. Spojrzałam na resztę. Mięli przerażone twarze. Jakby zobaczyli ducha. Wtedy spojrzałam na ziemię. Leżałam tam. Mówili coś. Nie mogłam ich zrozumieć. Słowa jakby przeze mnie przelatywały. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam rozkojarzona. Nagle usłyszałam koło siebie jakiś miły głosik. Przekręciłam głowę w prawo. Nie mogłam w to uwierzyć. Koło mnie stała ona. Ta sama dziewczyna, którą widziałam przed chwilą. Blada twarz, delikatne rysy twarzy, długie czarne włosy opadały jej na ramiona. Wtedy wszystko zaczęło do mnie docierać. Byłam martwa oni wyssali ze mnie życie. Próbowałam coś do nich mówić. Krzyczałam. Płakałam. Niestety na nic się to nie zdało. -To na nic.- Powiedziała tajemnicza dziewczyna. - Oni cię nie słyszą. Ciebie tu nie ma. -Kim ty jesteś? Co się ze mną stało?- Wyszeptałam. -Ty tak jak ja jesteś w strefie przejściowej. Zabili Cię. Masz jakieś niedokończone sprawy na Ziemi przez co nie możesz przejść na drugą stronę. -Jaką drugą stronę?- Wyszeptałam. Nie słuchałam już jednak tajemniczej dziewczyny. Patrzyłam się jak oni zabierali moje ciało. Szłam za nimi. Znaleźli jakiś dół. Wrzucili mnie tam i zasypali kamieniami i liśćmi. Patrzyłam się na to i nie mogłam nic zrobić. Czułam się bezradna. Wróciłam więc na miejsce mojego mordu, żeby porozmawiać z nieznajomą. Jej jednak już tam nie było.