środa, 16 maja 2012

Rozdział 2

Wróciłam do domu. Wszyscy zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Myślałam, że ich w ogóle nie obchodzi, że nie żyję. Tyle czasu minęło a o nic nie robią. Nawet się nie martwią. Spojrzałam na zegarek. "Co? Minęło dopiero 40 minut jak wyszłam, a właściwie wybiegłam z domu?!" Wydawało mi się, że minęły całe wieki. Cały czas odczuwałam pustkę. Nie czułam głodu, bólu ani nic. To był jakiś koszmar. Zaledwie przez 20 minut byłam... Tym czym byłam i już miałam dość. Właściwie to czym ja byłam? Patrzyłam na to wszystko jakby z góry ale zarazem jakby z ziemi. Duchem? Nie nie zostawiałam nigdzie ektoplazmy. Może zjawą? Nie to też odpadało bo co to za zjawa, której nie widać. Pozostawała jedna opcja. Anioł. Ale przecież nie mam skrzydeł. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Spojrzałam na zegarek. To co zobaczyłam było niemożliwe. Wieczność łażenia po lesie zajęło mi 30 minut a 5 minut myślenia kim się stałam zajęło mi 3 godziny! To było niewiarygodne. Zaczynało zmierzchać. Usłyszałam za sobą jakiś delikatny głosik. To była ta sama dziewczynka, którą spotkałam w lesie. -To tak działa. -Co? O czym ty mó... -To jest jak wygnanie. Jak chodzisz wydaje ci się, ze przeszłaś cały świat, że zajęło ci to całą wieczność, jednak nie czujesz zmęczenia. Gdy jednak zaczynasz rozmyślać a za chwilę patrzysz na zegarek okazuje się, że byłaś "nieobecna" przez kilka godzin. -Dlaczego tak się dzieje? I kim ja tak właściwie jestem? -Taka nasza natura. Jesteśmy w stanie przejściowym. Nie żyjemy. -W takim razie moja babcia też tu jest? -Nie. Twoja babcia jest po drugiej stronie. My utknęłyśmy między światami. Będziemy tutaj dopóki prawda nie wyjdzie na jaw. - Jaka prawda? - Chciałam powiedzieć coś jeszcze ale dziewczyny już nie było. Zniknęła. Rozpłynęła się jak mgła. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wyjrzałam za okno. Było już całkiem ciemno. Wygląda na to, że znowu byłam przez jakiś czas "nieobecna". Teraz wyraz twarzy mojej mamy ze spokojnego zmienił się na zdenerwowany. Zaczęła się o mnie martwić. Nie wiem skąd, ale to wiedziałam. Jakbym weszła do jej głowy. Tata właśnie wrócił z pracy. Mama wyraźnie zaniepokojona zaczęła o czymś z nim rozmawiać. Niestety znowu jak przeklęta nie mogłam zrozumieć o czym. Wyrazy plątały się przechodziły w jakieś niezrozumiałe słowa i przelatywały przeze mnie. Nienawidziłam tego uczucia, a wiedziałam, że będę się z nim musiała męczyć chyba już do końca. O ile jest jakiś koniec po końcu. Widziałam jak tata wyszedł na dwór. Jakby czegoś szukał. A właściwie kogoś nawoływał. Miałam wrażenie, że zaczęli się o mnie niepokoić. Po chwili z powrotem wszedł do domu. Powiedział coś do mamy i usiadł z gazetą w fotelu. Mama się jednak ani trochę nie uspokoiła. Minęły 2 godziny. Było już po 23. Mama wzięła telefon i do kogoś zadzwoniła. Chciałam zobaczyć do kogo, ale numerki na telefonie jakby odkleiły się od klawiatury i zaczęły kręcić. To uczucie było okropne. Po jakichś 20 minutach ktoś zadzwonił do drzwi. Przynajmniej tak mi się wydawało gdyż w tym stanie traciłam poczucie czasu. Dźwięk był niewyraźny i bardzo rozmyty, jednak do rozpoznania. Do domu wszedł jakiś mężczyzna w stroju policjanta. Tak to był policjant. Chwilę rozmawiał z moimi rodzicami. Mama była bardzo zdenerwowana. Miałam nadzieję, że znaleźli moje ciało. Chwilę siedzieli i rozmawiali. Po jakimś czasie gliniarz uścisnął rękę mojej mamie i mojemu tacie i wyszedł. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Miałam już taką nadzieję na to, że znaleźli moje ciało. Wyszłam z domu. Albo może mój wzrok wyszedł z domu. Trudno było określić. W każdym razie udałam się do miejsca w którym wszystko się zaczęło. Tą samą drogą co wcześniej moje ciało i dusza skierowałam się do dołu z moim zasypanym ciałem. Widok który tam ujrzałam nie był przyjemny. Zobaczyłam wszelkiego rodzaju robactwo. Ono masakrowało moje szczątki.

3 komentarze:

Dzięki za koment ;D